Ulubieńcy marca


Mamy już prawie połowę kwietnia, jednak nie przeszkadza to w tym, abyśmy na chwilę wrócili myślami do poprzedniego miesiąca. Pokażę Wam kilka kosmetyków, które zasłużyły na miano ulubieńców marca. Tym razem będą to tylko kosmetyki kolorowe, z pielęgnacji nadal używam tych samych produktów - możecie zerknąć do poprzednich wpisów z ulubieńcami. 

Na początek dwa produkty w odcieniach różu. Pierwszy z nich to lakier do paznokci z serii Ice Chic z Golden Rose nr 35. Znów powróciłam do hybryd, jednak zanim to zrobiłam to marzec należał do tradycyjnych lakierów do paznokci, a przede wszystkim do tego maleństwa z Golden Rose. I wiecie co? Chyba nadal mi nie przeszła miłość do niego, ponieważ nieświadomie na paznokcie nałożyłam lakier hybrydowy z Semilac, który jest baaardzo zbliżony kolorystycznie do niego :). Zważając na to, że miałam problemy z rozdwajającymi się paznokciami, lakier i tak całkiem dobrze na nich wyglądał i utrzymywał się 3-4 dni, bo po tym czasie po prostu go zmywałam i malowałam na nowo czy też skracałam paznokcie. 

Nie mogę zapomnieć także o różu do policzków, który był gdzieś z tyłu w toaletce, ale przypomniałam sobie o nim i ponownie zaczęłam go używać. Pamiętam, że róż nr 72 marki Inglot swego czasu był porównywany do słynnego już Well Dressed z MACa. To także chłodny, dziewczęcy odcień, z którym trzeba uważać, bo jest dosyć mocno napigmentowany. Jednak jeden-dwa ruchy pędzlem dają ładny, delikatny efekt. Recenzja wraz ze swatchami pojawiła się TUTAJ na blogu. Teraz denkuję dwa inne róże i jeśli macie coś godnego polecenia to koniecznie mi o tym napiszcie.

 
Cień, którego używam praktycznie codziennie i już nie raz o nim wspomniałam to matowy bazowy cień nr 505 z MySecret. To oczywiście już kolejne moje opakowanie i na pewno nie ostatnie. Ma niesamowitą pigmentację, bardzo długo się utrzymuje stosuję go zarówno solo, do wyrównania kolorytu powieki czy z innymi cieniami. Jest o wiele lepszy od droższych cieni, które posiadam. Mój hit, który polecam każdemu.


I na koniec matowa pomadka w płynie z Nyx w kolorze Rome. Wzdychałam do niej od dawna, ale na stronach internetowych ciągle była niedostępna. Dopiero udało mi się ją kupić przy okazji pobytu w Warszawie w sklepie stacjonarnym Nyx. Piękny, nieco brązowy kolor, na moich ustach wygląda dosyć naturalnie, nieco mocniej niż pigment moich ust, taki mocniejszy nudziak, ale nadal na co dzień. Kolorystycznie zbliżona do Mehr z MACa. Nie wysusza moich ust tak, jak inne matowe pomadki w płynie. Utrzymuje się kilka godzin, a potem blaknie i w miarę równomiernie się zjada. Nie jest to też mocny kolor, więc nie wymaga precyzji w nakładaniu jak np. Copenhagen z Nyx, który również posiadam. Bardzo ją lubię i marzec należał przede wszystkim do niej. 


Macie swojego ulubieńca wśród różów do policzków? Polecicie mi coś? Jakie pomadki używacie wiosną?

instagram