Kosmetyczny minimalizm, czyli jak wytrzymałam 3 miesiące bez zakupów


Zaczęło się od tego, że przeczytałam o pewnym wyzwaniu na blogu Olgi - detoks od zakupów kosmetycznych. W komentarzach dziewczyny deklarowały się i przystępowały do tego wyzwania. Od pewnego czasu ilość kosmetyków, jakie posiadam zaczęła mnie przytłaczać. Trzydziesta pomadka do ust, piąty balsam do ciała, dziesiąty szampon i tak dalej. Oczywiście, wiadomo, że blogerki kosmetyczne siłą rzeczy mają tego więcej, ponieważ chcemy tworzyć nowe wpisy dla Was, recenzje, zestawienia. Wiele rzeczy także dostajemy, więc ta liczba jest na pewno większa niż u przeciętnej kobiety. Jednak mimo wszystko chciałam zminimalizować ilość produktów, jakie mam i używam. Używam, to kluczowe słowo. No bo jaki człowiek jest w stanie używać na raz tych pięciu balsamów, trzydziestu pomadek, sześciu kremów? Kosmetyki albo leżą w zapasach, albo (o zgrozo!) wszystkie są otwarte i tak mija im data przydatności. Postanowiłam to przerwać i zdecydowałam przyłączyć się do wspomnianego wyzwania, czyli 3 miesiące bez zakupów kosmetycznych. Wyjątkiem jest zakup kosmetyków, które nam się skończyły i nie mamy już czego używać.


Po co właściwie to robię? Czyli dlaczego podjęłam się tego wyzwania i jak przebiegało

Jeśli już to czytasz, koniecznie, w tym miejscu przerwij i przejdź: tutaj, do wpisu, w którym opisuję jak to wszystko się zaczęło, co nakreśli Ci sytuację, a potem tutaj wróć i dokończ lekturę.
Wyzwanie to nie tylko niekupowanie kosmetyków przez dany czas, bycie dumnym z tego, że w tym czasie nic się nie kupiło, a potem, po ukończeniu go, szybki bieg do drogerii i zakup nowych kosmetyków - "no bo już po wyzwaniu, to można". Tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Oczywiście chcę uszczuplić swoje zbiory kosmetyczne, zostawić tylko takie produkty, których będę używać i cieszyć się z ich działania. Jednak wyzwanie ma przede wszystkim pomóc w zmianie podejścia i myślenia, nie tylko w kwestii kosmetyków.


3 miesiące bez zakupów kosmetycznych!?

Wyzwanie rozpoczęłam w sierpniu - oczywiście pierwsze dni były bardzo proste, nic mnie nie kusiło. Byłam tak podekscytowana tym wyzwaniem, że chciałam dotrwać do samego końca bez kupowania czegokolwiek. Sukcesywnie zużywałam zapasy, przy okazji przypominając sobie o istnieniu wielu kosmetyków, o których zapomniałam i leżały gdzieś na dnie szuflady. Przez to, że nie miałam np. żelu do twarzy, musiałam zajrzeć do dużych kartonów z zapasami i używać to, co kiedyś tam wrzuciłam, jakoś mnie nie kusiło i wcześniej odkładałam w czasie używanie tego produktu. Dzięki temu odkryłam kilka naprawdę fajnych produktów, których wcześniej niepotrzebnie się obawiałam. W trakcie wyzwania zobaczyłam promocję na maseczkę do twarzy marki Origins, którą od dawna miałam na swojej wishliście. Pierwsza myśl: "Nie kupuję, przecież biorę udział w wyzwaniu" i tak minęło kilka dni, jednak w końcu stwierdziłam, że nie będę się wygłupiać, skoro i tak miałam ją w planach, nie mam żadnej maseczki w zapasach, a otwartą mam tylko jedną, to czemu nie. I choć początkowo miałam wyrzuty sumienia, to w końcu się opamiętałam, przecież założenia wyzwania są inne.


Porządki...

Przy okazji wyzwania robiłam także comiesięczne porządki. Sprawdzałam, które kosmetyki jeszcze nadają się do użycia, które muszę wyrzucić, a które mogę komuś oddać. Pogrupowałam je także na kategorie, dzięki czemu realnie mogłam ocenić, czego mam najwięcej czy czego będę używać w najbliższym czasie. Wbrew pozorom, wcale tak dużo produktów nie zużyłam. To dało mi do myślenia - mimo regularnego używania pewnych kosmetyków, nie jesteśmy w stanie denkować ich w szybkim tempie, a co za tym idzie, jeśli weźmiemy pod uwagę cały rok, nie jesteśmy w stanie zużyć np. 10 balsamów w ciągu roku, jeśli jeden balsam wystarcza nam średnio na dwa miesiące. Zatem nie warto kupować kolejnego produktu, jeśli mamy jeszcze coś w zanadrzu. A promocje? Były, są i będą.  Także nie ma się co spinać, że na tej promocji ten kosmetyk kupiłybyśmy 20 procent taniej, za miesiąc, dwa czy pół roku będzie znów i możemy kupić ten kosmetyk wtedy i od razu używać, niż żeby leżał w zapasach lub co gorsze, zepsuł się/stracił datę ważności do tego czasu. Oczywiście, jeśli potrzebujemy czegoś, to warto z niej skorzystać, po to jest właśnie ta promocja, a nie na odwrót - widzimy promocję, to kupujemy coś tylko dlatego, że jest taniej, a nie dlatego, że potrzebujemy. Taka jest idea promocji i dopiero wtedy jest atrakcyjna i opłacająca się, gdy umiejętnie z niej korzystamy.


Pod koniec wyzwania byłam zmuszona kupić płyn micelarny. Akurat te produkty szybko zużywam, więc wzięłam dwie butelki, ponieważ tak lepiej mi się opłacało z wysyłką, która była wtedy darmowa, także w cenie wysyłki miałam płyn. Niestety, ale nie da się go niczym zastąpić, nie miałam nic w zapasach, więc to oczywiste, że go potrzebowałam. Czymś makijaż zmyć trzeba :P. Kończył mi się także olejek do demakijażu, ale znalazłam dwie małe próbki w pudełku z zapasami, więc byłam uratowana, a przy okazji mogłam je zużyć i się nie zmarnowały. Mam nadzieję, że w przyszłości, szczególnie jeśli chodzi o kosmetyki do pielęgnacji, będę właśnie wtedy robić zakupy - gdy coś mi się skończy lub zostało na 2-3 użycia i wiem, że zaraz to zdenkuję.

Wyzwanie przebiegało całkiem sprawnie, zużywałam to co miałam, a ilość kosmetyków malała. Oczywiście jeszcze sporo wszystkiego zostało, ale myślę, że podołam, a wyzwanie przedłużę o kolejny miesiąc albo dwa, a jeśli nie, to i tak będę umiejętnie i z głową robić zakupy. Nie wydaje mi się, że popłynę i kupię masę kosmetyków, to wyzwanie wiele mi uświadomiło i zmieniło poglądy na wiele aspektów w życiu.



Co dało mi wyzwanie 3 miesiące bez zakupów kosmetycznych? Wnioski


1. Oszczędności

Pierwsza rzecz, jaką zauważyłam, to fakt, iż odłożyłam trochę pieniędzy. Wcześniej gdzieś znikały i choć wydawało się, że są to niewielkie kwoty, to łącznie dawały całkiem niezłą sumę. Tu 10 zł, tam 30, innym razem 60 i już stówki nie było. Zaoszczędzone pieniądze mogłam odłożyć czy wydać na inny cel. 

2. Odkrycie dobrych produktów wśród tych, które posiadam

Przy okazji tego wyzwania przypomniałam sobie o kosmetykach, które są fajne/dobrej jakości a nie używałam ich ze względu na mnóstwo innych produktów. Wyzwanie poniekąd zmusiło mnie do zagłębienia się w czeluści szafek czy pudełek, bo produkt z danej kategorii mi się skończył. Zamiast od razu otwierać stronę drogerii internetowej czy lecieć do sklepu i kupować kolejny produkt, miałam okazję przejrzeć moje zapasy i odkryć wśród nich ciekawe kosmetyki, do których początkowo byłam sceptycznie nastawiona i nie miałam ochoty ich używać.


3. Uświadomienie sobie, że nie potrzebuję aż tak dużej ilości rzeczy / kosmetyków 

Tak, jak wcześniej pisałam, uświadomiłam sobie, że nie potrzebuję tak dużo kosmetyków. Po pierwsze dlatego, że nie jestem w stanie ich zużyć (no po prostu się nie da zużyć 10 żeli do twarzy czy balsamów w ciągu pół roku, a nawet i roku czy 15 maskar w tym czasie), ale po drugie także dlatego, że zwyczajnie nie muszę mieć takiej liczby i dobry/ładny/długotrwały/różnorodny makijaż mogę także stworzyć przy pomocy mniejszej ilości produktów. Często kosmetyki się dublowały - miały podobny odcień/właściwości/działanie i stwierdziłam, że mieć coś dla samego posiadania mija się z celem i jest zwyczajnie niemądre i nielogiczne.

4. Stać mnie na rzeczy lepszej jakości 

Paradoksalnie, przestając kupować tańsze kosmetyki, stać mnie na te droższe. Jak to? Kupuję mniej ale robię przemyślane zakupy. Mogę odłożyć na kosmetyk, który od dawna chciałam wypróbować niż kupować trzy inne. Na pewno znacie te zachowania choćby podczas promocji -49% w Rossmannie, gdy dziewczyny pakują do koszyka mnóstwo produktów, kilka podkładów, maskar, paletek cieni i niby produkty są tanie, jednak a) często te ceny i tak są zawyżane b) często te zakupy są nieprzemyślane i połowa z nich nie jest potrzebna c) przy kasie uzbiera nam się pokaźna sumka d) za kilka miesięcy znów jest ta sama promocja, znowu się obkupujemy, a reszta leży nieużywana, więc marnujemy te produkty i pieniądze wcześniej wydane. Zatem teraz mogę sobie pozwolić na przykład na jeden droższy podkład - wcześniej za tę kwotę kupiłabym trzy tańsze, co dałoby tą samą kwotę, a kupowane w pośpiechu w drogerii podczas promocji okazywałyby się niedopasowane do mojej cery albo po prostu nie byłabym ich w stanie zużyć, więc i tak lądowałyby w koszu po pewnym czasie. Oczywiście nie generalizuję, że wszystkie tańsze produkty są złe, bo i ja takie kupuję, jednak chodzi tu przede wszystkim o umiar, rozważne zakupy i to, aby produkty dobierać do naszych potrzeb.


 5. Świadoma pielęgnacja i widoczne efekty

Tak samo ma się sprawa z pielęgnacją. Gdy mam 5 kremów, w dodatku otwartych nie tylko nie jestem w stanie ich zużyć, ale także sprawdzić, co potrzebuje moja skóra, bo produkty są przypadkowe lub jest ich zbyt dużo. Minimalizm w pielęgnacji pozwala mi dostrzec, co tak naprawdę mi służy, czego powinnam unikać i jak reaguje skóra na dany produkt. Poza tym, zauważyłam poprawę w jej kondycji i choć nie była zła, tak teraz, gdy trzymam się sprawdzonych produktów/etapów w pielęgnacji i jestem regularna, widzę efekty.

6.  Minimalizm nie tylko w kosmetykach

Dzięki wyzwaniu, zyskałam coraz więcej miejsca w półkach, zrobiło się przestronnie, czysto i mniej przytłaczająco. Oczywiście nadal mam sporo kosmetyków (części z nich chcę się pozbyć, resztę zużyć), jednak to już nie to samo, co było przedtem. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że do typowego minimalizmu jest mi daleko, jednak to pojęcie dla każdego może oznaczać coś innego, dla jednej osoby będzie to tylko 5 kosmetyków łącznie ze wszystkich kategorii, dla drugiej po jednej sztuce z każdej kategorii, a dla kogoś innego 15 pomadek zamiast 40. Nie ważne są liczby, ale ważne jest to, aby każdy czuł się dobrze z taką ilością rzeczy, która go nie przytłacza i regularnie ich używał. 


Tak ja wspominałam, swoje wyzwanie przedłużam do końca roku i myślę, że również całkiem dobrze mi pójdzie. Na koniec chcę przytoczyć jedną myśl, która od dawna widnieje w zakładce O mnie: Jestem osobą sentymentalną i tak zwanym "przydasiem" - zbieram mnóstwo rzeczy - trudno mi się z czymkolwiek rozstać [to naprawdę może być sporą przeszkodą w porządkowaniu i byciu "minimalistą"], choć staram się z tym walczyć i idzie mi coraz lepiej. Staram się kolekcjonować wspomnienia nie przedmioty, i właśnie tego będę się trzymać i jeszcze bardziej na to zwracać uwagę. Wyzwanie zmieniło spojrzenie na wiele aspektów w życiu, wpłynęło nie tylko na ilość kosmetyków. Pozwoliło mi zastanowić się, czy  kolejny produkt jest mi potrzebny, czy chcę zagracać swoją przestrzeń, co tak naprawdę jest dla mnie ważne. Porządki zrobiłam również w szafie, notatkach, papierach i to oczywiście nie koniec. Ale o tym, na pewno jeszcze nie raz będę wspominać.


Co sądzicie o tym wyzwaniu? A może ten wpis zmotywował Cię do porządków i zastanowienia się nad ilością posiadanych rzeczy? Jak zapatrujesz się na popularny "minimalizm"? Masz dużo rzeczy czy raczej starasz się je ograniczać?

instagram