Ulubieńcy stycznia

Witajcie Kochani! Dzisiaj przychodzę do Was z ulubieńcami miesiąca stycznia. Niedawno ukazał się wpis z ulubieńcami i odkryciami całego roku 2013 [tutaj], jednak chciałam pokazać Wam również produkty, których używałam w ubiegłym miesiącu. Jest to sześć kosmetyków, które używałam często w tym miesiącu i byłam z nich zadowolona.


Na początek lakier "cukrowa posypka", czyli potocznie piasek, z Golden Rose o numerze 63. Dostałam go w paczce od Moniki, miałam go na mojej wishliście i jestem strasznie z niego zadowolona. Wygląda pięknie na paznokciach!


Kolejnym ulubieńcem jest Color Tattoo z Maybelline Permanent Taupe. Tak tak, pewnie powiecie mi, że przecież mówiłam, ze nie jestem z niego zadowolona, że się nie spisał i takie tam. I tak było. Jednak jak większość dziewczyn, zaczęłam używać go do podkreślenia brwi i spisuje się świetnie. Kilka dni temu postanowiłam wypróbować go po raz kolejny jako cień. I nie wiem jakim cudem, ale strasznie mi się spodobał. Nałożyłam cienką warstwę, dokładnie wklepałam i wytrzymał cały dzień! Zarówno solo jak i z innymi cieniami (nałożyłam na niego biały w wewnętrznym kąciku i brązowy w zewnętrznym - taki makijaż świetnie rozświetlił spojrzenie) wygląda bardzo dobrze. Ten cień to pozytywne zaskoczenie, otrzymał drugą szansę i sprawdził się świetnie.


O różu z Paese (nr 30) nie będę za dużo pisać - jego recenzja ukazała się [tutaj] oraz pojawił się w ulubieńcach całego roku. Świetny produkt, dobrze napigmentowany i trwały.


I moje stare-nowe odkrycie - masełko z Nivei o zapachu malinowej mamby. Gdy mam spierzchnięte usta i jest na nim dużo suchych skórek nie radzi sobie dobrze i kolor masełka jeszcze to podkreślał. Jednak gdy są w lepszym stanie to je wygładzał i nadawał piękny połysk - brzmi paradoksalnie, ale tak właśnie było :). Teraz używam go bardzo często, nawet nie w celach pielęgnacyjnych ale dla tego ładnego połysku i oczywiście smaku ;)).


Dwa ostatnie produkty to suchy szampon z Batiste oraz żel pod prysznic Isana. Nie przypadkowo ukazały się razem. Obydwa są o zapachu kokosowym. I wiecie co? Nie cierpiałam kokosu. Jednak nie wiem jakim cudem, ale po zakupie Batiste wersji tropikalnej, całkowicie zmieniłam zdanie. Do kompletu używam sobie czasami ten żel pod prysznic. Co do działania to Batiste nie trzeba Wam przedstawiać. Świetny szampon, który przywraca świeżość naszym włosom, idealny w nagłych sytuacjach. Głównym walorem żelu jest oczywiście jego zapach ale także nie mogę mu zarzucić, że wysusza skórę czy źle myje - spisuje się ok, a nałożony na gąbkę dobrze się pieni.


Tak wyglądają moi kosmetyczni ulubieńcy stycznia. Miałyście któryś z tych produktów, co o nim sądzicie? A co Wam najbardziej przypadło do gustu w tym miesiącu? Jakie produkty są Waszymi ulubieńcami? Piszcie! :)

instagram