Pure love, czyli miłość w czystej postaci od Essence

Ostatnio polubiłam się z cieniami sypkimi i pigmentami. Dawniej nie przepadałam za taką formą, w sumie nie wiem dlaczego. Teraz często ich używam, czy to do rozświetlenia kącika czy na całą powiekę. Bardzo lubię sypkie cienie z My Secret, ale także odkryłam pigmenty z Essence. Dzisiaj będzie o jednym z nim, a mianowicie o cieniu w numerze 15 pure love.


Pigment ma trudny do określenia kolor. Dostrzegam tu i róż i brąz i coś jeszcze. Zawiera w sobie metaliczne drobinki. Pięknie wygląda zarówno solo, jak i z innymi cieniami. Można rozświetlać nim kącik oka, dodając blasku naszemu spojrzeniu.


Słoiczek ma drobne dziurki, przez które możemy wysypać sobie np. na zakrętkę potrzebną ilość produktu. Wystarczy bardzo niewiele by pokryć nim powieki. Pigment można aplikować na sucho jak i na mokro. Wg producenta pigmentu możemy używać nie tylko do makijażu oczu, ale i do ust i paznokci. Gdzieś w sieci widziałam, że dziewczyny dodawały do niego masło shea i powstawała błyszcząca pomadka. Pigmenty kosztują ok. 10 zł w regularnej cenie, jednak w Naturze spotykam je za 5 czy nawet 3zł ;).



Odnośnie trwałości na powiekach - jest zadowalająca. Na bazie utrzymuje się podobnie jak cienie prasowane, choć moje powieki mają tendencję do przetłuszczania się i są opadające, dlatego raz czy dwa razy zdarzyło mu się nieznacznie zrolować w kąciku. Mimo to, polecam Wam ten cień, jak i inne kolory z tej serii. Świetnie wyglądają, mieniąc się, dodają blasku i ożywiają każdy makijaż.


Miałyście te pigmenty? Co o nich sądzicie? A może polecacie jakieś inne sypkie cienie?

instagram