Zakupy i nowości: styczeń | Mac, Mizon, Nyx, The Body Shop, Indigo, Skin79, L'Oreal
Styczeń już dawno za nami, w sumie już luty dobiega końca, a ja jeszcze nie pokazałam Wam co kupiłam i co dostałam w ubiegłym miesiącu. Będzie sporo nowości, zarówno z kolorówki jak i z pielęgnacji. W styczniu zrobiłam dużo zamówień online, ponieważ od dawna kusiło mnie kilka produktów. Będą rzeczy do paznokci, azjatyckie kosmetyki, pomadki i wiele innych ciekawych kosmetyków. Zatem zapraszam dalej!
O tym, że lubię kosmetyki z aloesem mówiłam już nie jeden raz. O aloesowym żelu ze Skin79 słyszałam już dawno i długo zbierałam się do zakupu. Dostałam próbkę tego żelu od Agi i tak mi się spodobał, że postanowiłam go wreszcie zamówić. Jestem z niego bardzo zadowolona i na pewno w przyszłości pojawi się wpis o tym produkcie. Zamówiłam go na cocolita.pl i do zamówienia dostałam kilka próbek - fajnie, że są wśród nich także próbki azjatyckich kosmetyków.
Na cocolicie zamówiłam także lakier hybrydowy Semilac w odcieniu Blue Ink. Przepięknie wygląda na paznokciach! Skusiłam się także na dwa pyłki z Indigo - szmaragdową syrenkę oraz efekt holo silver. Jednym słowem: genialne!
Ostatnio w sieci było dosyć głośno o maseczkach z glinką do twarzy z L'Oreal. Chciałam przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście są takie dobre i postanowiłam zamówić jedną online w Rossmannie. Trafiłam akurat na małą promocję i kosztowała kilka złotych mniej niż w cenie regularnej. Wybrałam wersję rozświetlającą, która detoksykuje i uwalnia blask. Pierwsza rzecz jaka działa na korzyść tej glinki? Pięknie pachnie! O pozostałych zaletach (bądź wadach) napiszę zapewne w oddzielnym poście.
Do tego zamówienia w Rossmannie dorzuciłam także mój ulubiony podkład Lasting Finish Nude marki Rimmel w odcieniu 100 Ivory, ponieważ był on w cenie na do widzenia i kosztował dosłownie kilka złotych. Mam nadzieję, że jednak go nie wycofają, tylko zmieniają jego szatę graficzną i opakowanie. Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jeśli wiecie coś więcej na ten temat.
W styczniu miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z Face&Look w Warszawie. Więcej na ten temat pisałam w Przeglądzie miesiąca. Od marki Montibello otrzymałam dwa produkty - krem do twarzy oraz eliksir rozświetlający.
Po spotkaniu razem z Agnieszką miałyśmy mnóstwo czasu, dlatego udałyśmy się na małą wycieczkę po sklepach. Agi zakupy były bardziej udane - byłyśmy m.in.w Bath&Body Works, ale ze względu na to, że byłam chora i praktycznie nic nie czułam - mało co mnie tam kusiło. Za to w Nyxie udało mi się kupić wreszcie pomadkę Soft Matte Lip Cream w odcieniu Rome. Pojawiła się na mojej zimowej wishliście, ale online nigdzie nie mogłam jej dostać. W dodatku na półce były tylko dwie sztuki, więc to tym bardziej zachęciło nas do zakupu :D - tak tak, Aga też się skusiła :P. Pomadka ma przepiękny kolor i ostatnio non stop pojawia się na moich ustach. Jeśli mowa już o kremowych pomadkach to bardzo mnie kuszą te z Sephory. Niedawno pojawiły się kolejne kolorki w kolekcji, więc wybór jest duży i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie i to nie tylko w wymiarze: sztuk jeden ale i więcej ;). Skutecznie na te pomadki namówiła mnie Magda i już wiem, że przynajmniej jedna będzie moja :D.
Mój ulubiony olejek do demakijażu z Resibo dobił dna, dlatego postanowiłam kupić coś nowego. Zastanawiałam się nad balsamem do demakijażu z Clinique, ale najpierw chciałam zobaczyć czy taka forma mi odpowiada, dlatego skusiłam się na coś podobnego i tańszego. Będąc w Warszawie weszłyśmy do The Body Shop i tam kupiłam rumiankowe masło do demakijażu. Używam go od miesiąca i na pewno pojawi się recenzja tego produktu.
Skończyły mi się także wszystkie żele pod prysznic, więc zaopatrzyłam się w kolejne opakowanie. Tym razem kupiłam kremowy żel z Dove, który ładnie pachnie, nie wysusza skóry i jest wydajny. Obecnie te żele są w promocji w Biedronce.
W moje ręce trafiły także dwa produkty z Annabelle Minerals, które wygrałam w konkursie. Bardzo lubię ich produkty do twarzy, o czym pisałam już niejednokrotnie, chociażby we wpisie Naturalne piękno o kosmetykach mineralnych. Jako że podkład, który posiadam był za ciemny na zimę, tak wybrałam jaśniejszy odcień, czyli Golden Fairest (matujący). Dostałam także gąbeczkę do nakładania produktu, która swym wyglądem przypomina słynny Beauty Blender. Jestem bardzo ciekawa, jak ta gąbeczka poradzi sobie z minerałami, ale i tradycyjnymi podkładami.
W styczniu zdecydowałam się na kolejną pomadkę marki Mac. Wahałam się miedzy dwoma kolorami - Velvet Teddy i Brave. W końcu padło na drugą z nich. Choć nie wykluczam zakupu Velvet Teddy, ponieważ jest piękna. Podobno jej odpowiednikiem jest pomadka w kredce z Golden Rose nr 18, dlatego pewnie to sprawdzę i kupię tańszą wersję. A Brave? Na mojej ręce na swatchach wyglądała bardzo podobnie do ukochanej Mehr. Jednak na ustach nieco się różni, ma więcej różowych tonów i oczywiście inne wykończenie. W przypadku Mehr mamy matowe, a tutaj jest satynowe. Zamówienie robiłam na stronie Mac'a i kupiłam także małą wersję Fix+, w jako gratis dostałam próbkę olejku do demakijażu.
Na koniec zamówienie w jednej z drogerii online. Główny powód, dla którego zrobiłam tam zakupy był toner rumiankowy marki Mizon. Od pewnego czasu zmieniłam swoją pielęgnację i to, w jaki sposób dbam o swoją skórę i jak zapewne się domyślacie zaczerpnęłam inspirację z koreańskiej pielęgnacji i książki, o której w ostatnim czasie było głośno. Nie chodzi o to, że kupuję tylko azjatyckie kosmetyki do pielegnacji twarzy, ale o sposób i kolejne kroki. Tonik to podstawa, dlatego gdy skończył mi się tonik hamamelisowy z Evree, który swoją drogą bardzo lubiłam, zaczęłam rozglądać się za czymś nowym. Padło na ten z Mizona, głównie za sprawą Magdy ze SkinTherapy22. A jeśli mowa już o poleceniach to Monika z Blonde Bangs polecała maseczkę do włosów Sleek Line. Byłam jej bardzo ciekawa i faktycznie włosy wyglądają po jej zastosowaniu świetnie - są śliskie i mięciutkie.
Do koszyka dorzuciłam także oliwkową, intensywnie nawilżająco-odżywczą maseczkę w płachcie z It's skin. Jestem bardzo ciekawa jej działania. Ostatnia rzecz to mała świeczka z Kringle - Hot Chocolate. Co prawda chciałam kupić wosk, ale go nie było, dlatego padło na świeczkę. Koniecznie chciałam się przekonać, czy faktycznie pachnie tak intensywnie prawdziwą czekoladą. Na pewno pojawi się osobny wpis na ten temat.
To już wszystkie nowości, jakie dotarły do mnie w styczniu. Trochę się tego nazbierało i będę miała co testować. Koniecznie napiszcie czy miałyście te produkty i co o nich sądzicie. Dajcie znać, co zaciekawiło Was najbardziej. Chętnie dowiem się także, jakie azjatyckie kosmetyki do pielęgnacji twarzy polecacie.