Denko: zużyłam kosmetyki do makijażu!

kosmetyki do makijażu projekt denko blog

Regularnie pokazuję, jakie kosmetyki zużyłam i dzielę się z Wami opiniami na ich temat. Jednak zazwyczaj są to kosmetyki do pielęgnacji, bo to właśnie takie zużywa się szybciej, niż te do makijażu. Kilka ostatnich projektów denko było całkowicie naturalnych, polecałam Wam ciekawe produkty bądź odradzałam ich zakup. Tym razem zebrało mi się kilka kosmetyków do makijażu - zużyłam je w całości, używałam przez dłuższy czas, więc mogę swobodnie wypowiedzieć się na ich temat. Mam nadzieję, że takie tematyczne wpisy i denka są interesujące i pozwalają usystematyzować to, czego używam, a przy okazji czy dana rzecz z danej kategorii się u mnie sprawdziła i jak działała. Dziś w denku typowo makijażowym będą przeważały podkłady - są aż trzy sztuki - praktycznie zużyłam je w jednym czasie, co czasami się zdarza w przypadku pielęgnacji - jak coś się kończy to z wielu kategorii w jednym czasie. Na ten moment zostałam z jeszcze kilkoma podkładami, które dzielnie zużywam i potem będę rozglądała się za czymś naturalnym, ponieważ na sezon zimowy, gdy moja skóra nie przetłuszcza się aż tak bardzo, w zupełności wystarczy mi takie krycie i trwałość. Nie przedłużając, zapraszam dalej, gdzie opowiem o kosmetykach do makijażu, o których jest głośno, są znane lub po prostu warto je wypróbować.



Podkład Studio Skin Smashbox

Ten podkład pojawiał się już parę razy na blogu i to w dodatku w różnych odsłonach. Miałam różne zdania na jego temat, jednak ostatecznie przekonałam się do niego. Podkład trafił nawet do Ulubieńców miesiąca! Solo nie do końca dobrze się sprawdzał - podkreślał skórki, warzył się i ogólnie nie wyglądał zbyt dobrze po kilku godzinach na twarzy. Jednak w końcu znalazłam na niego sposób. Zaczęłam mieszać go z innym, lżejszym podkładem - w tym przypadku padło na Healthy Mix z Bourjois - i to okazał się strzał w 10! Nie sądziłam, że tak bardzo polubię ten podkład i taką mieszankę na mojej twarzy. Połączenie tych dwóch podkładów dało mi odpowiednie krycie, nieco zmieniło konsystencję Studio Skin, dzięki czemu o wiele lepiej rozprowadzało się go po skórze i co najważniejsze, wyglądał naprawdę dobrze. Zwykle mieszam je w stosunku 1:2 (dwa razy więcej Studio Skin niż Healthy Mix) i to połączenie zapewnia mi świetne krycie, rewelacyjną trwałość i wręcz efekt bluru na twarzy. Chcąc zużyć podkład znalazłam super produkt i ta mieszanka stanowi jeden z moich ulubionych podkładów na ten moment. Polubiłam się z nim na tyle, że kupiłam już kolejne opakowanie!

Lily Lolo Smashbox Lumene blog


Podkład Matte Lumene

Kolejny podkład, który pojawił się w tym projekcie denko to stały bywalec w mojej kosmetyczce. Mowa oczywiście o podkładzie Matte marki Lumene. Ten podkład pojawił się przynajmniej 3 razy na blogu, gdzie mówiłam o nim więcej (w Ulubieńcach roku, osobnej recenzji i porównaniu z DW Light Estee Lauder czy w poście z moim codziennym makijażem, kosmetykami którym ufam), a poza tym pojawiał się dosyć często w poście z zakupami kosmetycznymi. To wszystko świadczy o tym, jak bardzo lubię ten podkład. Zużyłam już kilka opakowań i stale do niego wracam. Podkład ładnie wyrównuje koloryt, nie obciąża skóry, jest dosyć lekki i niewyczuwalny na twarzy, a przy tym ma naprawdę dobrą trwałość. Odcień, jaki mi odpowiada to 0 Light Ivory, ale jest jeszcze jaśniejszy w gamie. Po wakacjach w Hiszpanii moja skóra przybrała ciemniejszy kolor, który nie zniknął tak szybko, jak to zwykle bywało po wakacyjnych kąpielach słonecznych i okazało się, że podkłąd ten był zbyt jasny. Jako, że kupiłam mixer do podkładów, to spokojnie go sobie przyciemniałam - wystarczyła kropelka, a przy tym podkład nie zmieniał właściwości, a był odpowiedni i dopasowany do mojej cery. Bardzo lubię ten podkład i prędzej czy później skuszę się na kolejne opakowanie. Słyszałam, że zmieniła się szata graficzna i mam tylko nadzieję, że nie zmieniono nic w składzie, bo zwykle takie zmiany nie są na lepsze, niestety. Zatem podkład bardzo serdecznie polecam, zainteresowanych odsyłam do podlinkowanych wpisów, w których to pisałam o nim więcej.

podkład Lumene Matte


Baza pod cienie Matte Zoeva

Baza pod cienie to taki kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie mojego makijażu oczu. Mam opadające, tłuste powieki, więc taki produkt to must have, aby cienie utrzymały się na nich przez dłuższy czas. Przetestowałam sporo baz pod cienie, jednak wiele z nich nie spełniło moich oczekiwań. Baza z Zoevy (wersja Matte), począwszy od sposobu aplikacji, po konsystencję i działanie spełniła moje oczekiwania i okazała się naprawdę godnym polecenia produktem. Baza ładnie podbijała kolor cieni, sprawiała, że na moich problematycznych powiekach utrzymywały się wiele godzin (a przypudrowane potrafiły utrzymać makijaż oka przez całą noc podczas różnych imprez czy wesel). Sama konsystencja także była odpowiednia - gęsta, nie tłusta, zastygająca i utrzymująca mat. Poza tym, ta baza była bardzo wydajna! Nawet nie chcę tutaj mówić, jak długo używałam tego produktu, ponieważ o wiele dłużej niż przewiduje producent i słoiczek z etykietą. powiem tylko, że jej wydajność można liczyć w latach. Jednak nie zmieniła ona swojej konsystencji, zapachu czy właściwości, dlatego używałam ją nadal. Niedawno w moje ręce trafiła baza z Affect - muszę ją dobrze przetestować, a jeśli się nie sprawdzi to bez żadnego wahania wrócę do Zoevy i kupię kolejne opakowanie. (Baza z Zoevy nie załapała się na zdjęcie, ale można zobaczyć ją w poście Co warto kupić w Sephora, który podlinkowałam poniżej).


Podkład mineralny Lily Lolo

Ileż podkładów w tym denku! Ale akurat wszystkie skończyły się w tym samym czasie. Oprócz tradycyjnych, płynnych podkładów, w swojej toaletce zawsze mam podkład mineralny. Od pewnego czasu jest to podkład mineralny z Lily Lolo, zmieniam tylko odcienie w zależności od pory roku i tego, jak mocno opalona jest moja skóra. Podkład, który zużyłam był w odcieniu China Doll. Umiejętnie aplikowany potrafi wyglądać naprawdę rewelacyjnie na mojej skórze. Gdy nie potrzebuję bardzo długiej trwałości, a takiej zwyczajnej, codziennej i chcę, aby moja skóra odpoczęła od ciężkich podkładów, sięgam właśnie po ten mineralny. Nauczyłam się go aplikować i zajmuje mi to dosłownie chwilkę (->Jak nakładać podkład mineralny?), a efekt jest naprawdę świetny. Twarz wygląda zdrowo, świeżo i przede wszystkim nie jest zapychana podkładami o wątpliwym składzie. Jeśli borykacie się z problemami na twarzy, nie chcecie tego jeszcze bardziej pogarszać lub po prostu szukacie czegoś lżejszego, co wyrówna koloryt, będzie ładnie wyglądało na twarzy oraz będzie miało dobry skład to serdecznie polecam kosmetyki mineralne. Na pewno wrócę do tego podkładu, choć bardzo ciekawi mnie także nowość od Lily Lolo i wersja kremowa podkładu.


podkład mineralny Lily Lolo China Doll


Puder Flawless Matte Lily Lolo

A jeśli już jesteśmy w temacie produktów mineralnych, to kolejny kosmetyk, który zużyłam to puder mineralny Flawless Matte z Lily Lolo. Puder ten stosowałam do gruntowania i utrwalenia makijażu stworzonego nie tylko przy pomocy kosmetyków mineralnych, ale także tego wykonanego innymi kosmetykami. Puder ładnie stapiał się z makijażem, nie odznaczał się, całkiem dobrze trzymał makijaż w ryzach, przez kilka godzin. Na co dzień był w sam raz, jednak nie polecałabym go do długotrwałych makijaży, kiedy chcemy aby wyglądał nienagannie przez długi czas, podczas ważnego wyjścia, imprezy czy wesela, ponieważ nie jest on też do tego przeznaczony. Jednak na co dzień jest jak najbardziej w porządku - dobrze się sprawdzał, lubiłam po niego sięgać, nie obciążał skóry, a gdy skóra zaczynała się błyszczeć, zbierałam nadmiar sebum bibułką matującą. Jeśli chcecie wypróbować kosmetyki mineralne i markę Lily Lolo to myślę, że ten puder będzie najlepszym rozwiązaniem spośród trzech, jakie znajdują się w asortymencie tej marki.


puder mineralny Lily Lolo Flawless Matte

Tusz do rzęs Masterpiece Max Max Factor

Jednym z elementów, który zawsze podkreślam makijażem, są rzęsy. Nawet najpiękniej wykonany makijaż gdzieś ginie, gdy rzęsy są w wersji saute. Przynajmniej w moim przypadku, gdzie moje rzęsy nie są zbyt wyraziste i długie. Zwykle jest tak, że nie kupuję sama tuszów do rzęs, ponieważ bardzo często trafiają do mnie w różnych paczkach i tak właściwie nawet nie wiem, co jest teraz na topie w tej kategorii. Jednak nie ubolewam bardzo nad tym, ponieważ zwykle trafiam na bardzo fajne tusze. Warunek, który powinien być spełniony w przypadku maskary to silikonowa szczoteczka. Bardzo lubię z nią pracować i takowa najlepiej mi się sprawdza. Oczywiście, czasami zdarzy się tusz ze zwykłą szczoteczką, jednak wolę te silikonowe. W moje ręce trafił tusz do rzęs marki Max Factor Masterpiece Max.Tusz oczywiście ma wspomnianą, silikonową szczoteczkę, jest mocno czarny, dobrze rozdzielał rzęsy, lekko podkręcał i pogrubiał. Bardzo często używałam go w duecie z innym tuszem ze szczoteczka z długimi włoskami (Volume Reveal z Bourjois), która pozwalała mi na dokładne rozczesanie rzęs i jeszcze mocniejsze ich wydłużenie. Tusz z Max Factor był wydajny, wystarczył mi na długi czas, nie osypywał się, nie kruszył, nie rozmazywał, więc czego chcieć więcej. Bardzo fajny tusz, który warto wypróbować.

tusz do rzęs Max Factor Masterpiece Max

Jak widzicie, zużywam nie tylko kosmetyki do pielęgnacji, ale także te do makijażu. Oczywiście je zużywa się o wiele wolniej, ponieważ są bardziej wydajne, jednak przyjemnie jest zobaczyć denko w kosmetyku z kolorówki. Ponownie redukuję swoje zapasy, które znów się nieco powiększyły i każdy zużyty kosmetyk bardzo mnie cieszy i motywuje. 

Znacie te kosmetyki? A może któryś z nich szczególnie Was zainteresował? A Wam jak idzie zużywanie kosmetyków do makijażu?


ZOBACZ TAKŻE:

instagram