Czekoladowe spełnienie marzeń od Makeup Revolution bez kalorii | Paleta Naked Chocolate I ❤ makeup


Wiecie jaka jest moja największa, słodka tajemnica? Uwielbiam czekoladę! Pewnie wiele z Was także, jednak wiadomo, że nie jest to coś, co możemy jeść bez ograniczeń. Gdy tylko zobaczyłam palety marki Makeup Revolution od razu kupiły mnie swoim opakowaniem. Wyglądają jak tabliczka czekolady, aż chciałoby się je zjeść. W tym poście przekonacie się, czy wnętrze ma także smakowite i godne uwagi.

Uwielbiam cienie do powiek i mam ich całkiem sporo w swoich zbiorach. Gdy tylko mam więcej czasu, siadam i tworzę różne makijaże. Jeśli będziecie zainteresowani, to pokażę Wam wszystkie moje paletki i pojedyncze cienie. Paleta Naked Chocolate z Makeup Revolution jest ze mną od sierpnia, zatem miałam dużo czasu, aby wyrobić sobie o niej zdanie. 

Paletę można kupić w wielu drogeriach internetowych, a także stacjonarnie (Jasmin, Drogerie Polskie). Jej cena to 39,90zł. Zawiera 16 cieni do powiek w czekoladowych odcieniach. Znajdziemy tu zarówno błyszczące cienie jak i matowe. Paleta posiada duże lusterko i aplikator - pacynkę, którego ja nie używam, o wiele lepiej sprawdzają się pędzle. Opakowanie wygląda jak tabliczka białej czekolady. Do palety dołączona jest folia, na której umieszczone są nazwy cieni, które kojarzą się z czekoladą. To nie koniec czekoladowych niespodzianek. Kolejny czekoladowy akcent to zapach! Myślę, że fanki słodkości nie będą mogły się oprzeć!


Paleta ma piękne kolory utrzymane w podobnej, głównie ciepłej tonacji - znajdziemy to przede wszystkim brązy, beże i pochodne tych kolorów. Pigmentacja tych cieni jest zadowalająca, na powiekach są widoczne i nie trzeba nakładać ich niezliczoną ilość razy, żeby coś dostrzec. Dobrze się je nakłada oraz rozciera. Nie są tępe i suche, ale mają jakby mokrą konsystencję, dzięki czemu nie pylą tak jak np. cienie z Inglota. Na moich powiekach utrzymują się równie długo co cienie innych, droższych marek. W palecie dwa cienie są większe od pozostałych Smoothly oraz Way - producent przewidział, że najczęściej używany cień to cielisty, który nakładamy na całą powiekę oraz błyszczący, który może służyć jako rozświetlacz. Najczęściej używam cieni matowych: Tob-le-rone oraz Milky które są na samym dole palety oraz złotego (cień pod dużym cielistym) do podkreślenia kącika oka. Możemy nią stworzyć zarówno dzienny makijaż jak i wieczorowy. 

Musze wspomnieć także o wadach. Minusem tej palety jest jej zamykanie - opakowanie jest masywne i raczej solidne, jednak samo zamknięcie pozostawia wiele do życzenia. Po kilku miesiącach użytkowania zepsuło się, pękła górna część i paleta się nie zamyka. Oczywiście, jeśli trzymamy ją tylko w domu to nie będzie nam to bardzo przeszkadzać, jednak oczekiwałam, że zamykanie będzie bardziej wytrzymałe.

Poniżej możecie zobaczyć swatche cieni, które znajdują się w tej palecie. Na pierwszym zdjęciu, idąc od dołu, mamy pierwszy rząd z palety itd.


Podsumowując, uważam, że to godna uwagi paleta, dobra jakościowo z mnóstwem ciekawych kolorów. Utrzymana jest w ciepłej tonacji, fanki brązów powinny być z niej zadowolone. Na korzyść przemawia także cena. Makeup Revolution oferuje także inne "czekoladki". Mnie wpadła w oko także Death by Chocolate, która ma bardziej zróżnicowane kolory, znajdziemy w niej m.in. fiolety. Jeśli nie chcecie wydać dużo pieniędzy na paletę cieni, a dostać dużo ładnych i napigmentowanych kolorów to polecam Wam ją serdecznie.


I jak? Urzekła Was ta paleta? Czy też tak jak ja jesteście fankami czekolady? Może macie już swoją dietetyczną czekoladkę?

instagram